Czy moje życie od teraz będzie wyglądało całkiem inaczej?
Czy będzie miało chociaż jeszcze jakiś sens?
Te pytanie cały czas krążyły po mojej głowie, podczas kiedy ciało całe się trzęsło na myśl o ostatnich zdarzeniach.
Do tej pory mieszkałam sama z ojcem... Nie miał on może dla mnie wiele czasu... Pracował jako agent FBI, więc częściej przebywał poza domem. Jednak żyliśmy razem szczęśliwie aż do chwili obecnej, a w chwili obecnej...
Ojciec nie żyje.
Więc stare szczęście już nie wróci...
Pogrążona w całkowitej żałobie nie wiedziałam co robić. Nie miałam nikogo do kogo mogłabym się zwrócić o pomoc. Nikogo. Nie miałam żadnej rodziny, a nawet jeśli to jej nie znałam. Wszyscy znajomi i ludzie z którymi zadawał się mój tata byli mi obcy. Podobnie zresztą jak cała jego praca.
Po pewnym czasie jednak, dostałam list o ciekawej treści...
Spakowałam się i sprzedałam dom, czyli właściwie wszystko co miałam. A teraz lecę prywatnym samolotem, wynajętym przez nadawce listu, prosto do Londynu.
Teraz na pewno wszystko się zmieni.
***
Po długiej podróży, wyczerpana i zmęczona wysiadłam z samolotu. Poczułam że zaczyna kropić. Tak dawno nie wychodziłam z domu, że już prawie zapomniałam jak wygląda niebo… to był mój pierwszy w życiu lot samolotem. Dziwne przeżycie. Nie sądziłam że moją pierwszą w życiu podróż po niebie odbędę w takich okolicznościach.
Na lotnisku ktoś czekał na mnie, tak jak mi powiedziano. Był to jakiś starszy, nie miło wyglądający, mężczyzna w garniturze.
A co jeśli to jest tak na prawdę porwanie, a ta część listu którą zostawił ponoć mój ojciec podróbą? - pomyślałam wystraszona.
- Dzień Dobry, Ariana Brown ? - zapytał nieznajomy podchodząc do mnie.
- Tak to ja - odpowiedziałam bez namysłu - a pan tak właściwie kim jest?
- To nie jest istotne, miałem cię jedynie odebrać z lotniska - stwierdził takim tonem że od razu dałam sobie spokój z dalszym wypytywaniem.
- Rozumiem - powiedziałam z rezygnacją.
Mężczyzna dał znak ręką żebym poszła za nim, po chwili wsiadłam do wypasionego (nie znam się na markach) czarnego samochodu z przyciemnianymi szybami. Bagaże miały dojechać osobno. W samochodzie siedziałam cicho. Byłam lekko wystraszona i dość skrępowana. Nie byłam przyzwyczajona do takich luksusów.
Osoba z którą prawdopodobnie jadę się teraz zobaczyć musi być jakimś nadzianym celebrytą - pomyślałam - prywatny samolot i tak dalej...eh, wcale nie mam ochoty spotkać się z jakimś bogatym dziadem, nawet jeśli tego życzył sobie mój tata...
Droga trwała około godziny. Samochód zatrzymał się przy jakimś hotelu. Nieznajomy kierowca otworzył mi drzwi. Wysiadłam i pośpiesznie podbiegłam do drzwi budynku, bo deszcz rozpadał się już na dobre. Czyli to prawda że w Londynie wiecznie leje? - pomyślałam rozczarowana.
Po wejściu do środka hotelu ruszyłam za mężczyzną w kierunku recepcji. Po wymianie słów i dokumentów otrzymał złoty kluczyk do pokoju o numerze 127, który następnie podał mi. Wjechaliśmy windą na drugie piętro. Zostałam tylko podprowadzona pod pokój z odpowiednim numerem.
- Ariana Brown dostarczona na miejsce - powiedział głośno nieznajomy do środka pokoju, kiedy otworzyłam drzwi i zostawił mnie samą. Niepewnym krokiem weszłam do mieszkania. Byłam strasznie wystraszona i zestresowana. Nie wiedziałam nawet czego ode mnie chcą.
I kim jest ten cały “L”? - pomyślała, wiedząc że za chwilę się dowiem.
***
- Zapraszam - usłyszałam głos z sąsiedniego pokoju.
Czując ulgę że ktoś zaprosił mnie do środka, otworzyłam drzwi.
To co zobaczyłam przekroczyło moje myśli. Byłam pewna że zastane tu jakiegoś bogatego starszego pana, który był może jakimś znajomym taty i zrobi mi wykład jak bardzo mu jest przykro z powodu tej straty i zaoferuje ewentualną pomoc. Tym czasem na krześle siedział, choć tą pozycje trudno było nazwać siedzeniem a bardziej kucaniem, chłopak starszy ode mnie może o jakieś kilka lat.
Jego wygląd był strasznie nietypowy. Czarne potargane włosy, podkrążone oczy o tym samym kolorze i bystrym spojrzeniu, blada cera, chuda twarz i dłonie. Ubrany był w białą wygniecioną koszulkę i dżinsy, a stopy miał bose. Wszystko to nadawało mu lekko niechlujny wygląd.
Dziwny nieznajomy chłopak wydawał się aż świecić tajemniczością. Bacznie mnie obserwował, jego wzrok zdawał się przeszywać mnie na wylot. Badał spojrzeniem tak dokładnie że zaczęłam się powoli zastanawiać czy ma rentgen w oczach.
- Przepraszam... Ee, czy pan jest L? - zapytałam pomimo zaskoczenia, niepewnym głosem.
- Owszem to ja, panna Ariana zgadza się? - spytał ale nie czekał na odpowiedź i kontynuował - mam nadzieje że podróż była wygodna... Musze przyznać że wielu moich ludzi aż się wyrywało żeby panią odebrać, ale ja uznałem że lepiej o to poprosić kogoś komu mniej na tym zależy, nie było to może miłe towarzystwo ale...
- Spokojnie wszystko było dobrze. Chociaż z tym gościem faktycznie sobie nie pogadałam... Wyjaśnij mi lepiej o co tu właściwie chodzi, bo z tego listu wiele się raczej nie dowiedziałam - zażądałam - więc to ty jesteś L, najlepszy detektyw na świecie? - dodałam po chwili - cóż, raczej nie tego się spodziewałam… - zdawałam sobie sprawę że w moim głosie czuć kpinę.
- Ojciec ci o mnie opowiadał?
- Nie, no coś ty. Czasem coś wspomniał... No, ale tyle wiem. - odpowiedziałam nabierając większej pewności siebie.
- Rozumiem... Tak więc jak wiesz, twój ojciec zginą u mnie na służbie. To wielka strata, był naszym najlepszym człowiekiem...
- Nie musisz mi wmawiać jaka to była strata i jak bardzo jest ci przykro! Mam nadzieje że nie po to tu przyjechałam! - krzyknęłam porządnie już zdenerwowana.
- Nic takiego nie powiedziałem i owszem nie tylko po to tu przyjechałaś, jeśli chcesz to od razu przejdę do konkretów - powiedział obojętnym tonem.
- Ma być krótko zwięźle i na temat! Jak coś będzie niejasne to zapytam.
- Tak więc twój ojciec bardzo się o ciebie martwił, każdy rozkaz który wykonywał był pod warunkiem że kiedy on zginie, tobą zajmiemy się my. Byłaś dla niego najważniejsza. Twój ojciec nie żyje, tak więc my musimy się tobą zająć. Chciał abyś tu zamieszkała i uczyła się w kierunku śledczym, uważał że masz wyjątkowe zdolności w rozumowaniu. Planował nawet zaproponować ci to kiedy będziesz starsza, niestety jednak stało się to wcześniej... Obiecałem mu się tobą zająć i zamierzam obietnicy dotrzymać - tu zrobił dłużą pauzę, po czym z dziwnym uśmiechem dodał - w interesie twojego ojca było również zeswatanie nas ze sobą, często mi o tobie opowiadał i wiele razy prosił abym kiedyś cię poślubił... Nie powiem że było to dość dziwne...
- CO PROSZĘ? Miałabym wyjść za człowieka-pandę? No sorry bez przesady, równie dobrze mogłeś to sobie teraz wymyślić! - powiedziałam z wyraźną nutą kpiny.
Chłopak nie wydawał się być urażony moimi słowami, wzruszył tylko ramionami i powiedział:
- Spokojnie to nie były oświadczyny.
- A skąd w ogóle pomysł że ja chce się mieszać w te wasze policyjne sprawy? Nie rozumiem tego. Tata całe życie starał się mnie trzymać z dala od swojej pracy... i co? Nagle jak już nie żyje to najwybitniejszy detektyw na świecie który wygląda właściwie jak jakieś emo, mówi mi że mój ojciec go prosił aby się mną zajął i jeszcze mam się rozwijać w kierunku tych waszych spraw o morderstwa i tak dalej? A może ja wolałam kupić sobie domek z ogródkiem i jak normalny człowiek pójść do szkoły?
- Nikt tu pani nie zatrzymuje, ale przypominam że nie jest pani pełnoletnia. A skoro twój jedyny opiekun chciał abyś po jego śmierci tu trafiła, to myślę że warto było by to jednak przemyśleć… W innym wypadku pozostaje ci dom dziecka. No i oczywiście wierze że chcesz pomścić śmierć ojca?
- Pomścić...? Czyli że ktoś go zabił?
- Proszę pani, mamy 100% pewności że to było morderstwo.
- A wiadomo kto to zrobił?
- Nie wolno mi wprowadzać osób nieupoważnionych w szczegóły śledztwa.
- Niech ci będzie wchodzę w to... i tak nic innego mi nie pozostało...
- Ciesze się że obyło się bez zbędnych kłótni, tak więc od teraz będzie pani pomagać nam w śledztwie w wyniku którego zginą twój ojciec. Oczywiście nie będzie pani brała udziału w niczym nie bezpiecznym. Mamy Lipiec więc proszę się nie martwić szkołą, jeśli potem zechce pani iść do liceum i będzie to możliwe to proszę bardzo. I nie zwracaj się do mnie L, proszę mów mi od teraz: Ryuzaki.
- Dobrze... Ty też skończ z tą "panią", Ari jestem - powiedziałam próbując się uśmiechnąć.
- Zaraz przyjdzie Watari i pokaże ci twój pokój... Chcesz może ciacho?
- Co?
Już miałam pytać kim jest Watari, ale ostatnie pytanie wydało się tak nie na miejscu że zaskoczona o tym zapomniałam.
- Czy chcesz ciasto? - powtórzył Ryuzaki
- Tak poproszę - odpowiedziałam z naciskiem.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę że cały czas stałam. Usiadłam więc na krześle na przeciwko chłopaka, który podał mi talerzyk ciasta z kremem. Sam również się poczęstował i nalał nam jeszcze po filiżance kawy. Sposób w jaki trzymał łyżeczkę nie był normalny.
Właściwie cały jego sposób bycia mówił: "Ten człowiek to szaleniec".
Sięgną po cukierniczkę i ku mojemu zdziwieniu posłodził swoją kawę ponad ośmioma łyżeczkami cukru. Mój wzrok musiał jasno mówić że nie uważam tego za normalne jednak on widocznie się nie tym nie przejmował. Po zakończeniu przesładzania swojej kawy masakrycznymi ilościami cukru podał cukierniczkę mi, a ja wsypałam do mojej dwie łyżeczki cukry i wymieszałam z wrażeniem że to ja robię coś nienormalnego.
- Dobre ciasto? - zapytał biorąc łyka kawy.
O BOŻE! on to pije - pomyślałam z przerażeniem.
- Tak dobre... - stwierdziłam niepewnie - wiesz co... jesteś najdziwniejszą osobą jaką w życiu spotkałam - powiedziałam w prost.
- To komplement? - zapytał czarnowłosy z rozbawieniem.
- Hmm... to zależy...
Podczas całej rozmowy miałam wrażenie że chłopak cały czas wszystko bacznie obserwuje, słucha i analizuje w głowie. Czułam się przy nim nieswojo... nie wiedziałam czy się śmiać czy uciekać.
- A ty masz ładny biust - dodał po chwili.
Powiedział - a ja zakrztusiłam się kawą
Zboczony dziwak!
***
Następnego dnia nastał słoneczny poranek - przynajmniej dla mnie był to poranek…
- Raazi… - jęknęłam z powrotem zamykając zaspane oczy.
Przewróciłam się na drugi bok, po czy rozciągnęłam jak kot i przetarłam oczy dłońmi. Pomimo światła które wpadało do sypialni przez wielkie okno spojrzałam do góry, ale zamiast ujrzeć sufit zobaczyłam nad sobą wielkie czarne oczy przypatrujące mi się uważnie.
- AAAAAAAA !!! Co ty tu robisz?!! - wrzasnęłam trzepiąc Ryuzakiego w twarz z porządnego liścia.
- auć - powiedział chwytając się za czerwony ślad mojej ręki na swojej twarzy - uspokój się, przyszedłem cię tylko obudzić.
- Akurat! Mów ile już tak stoisz??
- Raazi… - jęknęłam z powrotem zamykając zaspane oczy.
Przewróciłam się na drugi bok, po czy rozciągnęłam jak kot i przetarłam oczy dłońmi. Pomimo światła które wpadało do sypialni przez wielkie okno spojrzałam do góry, ale zamiast ujrzeć sufit zobaczyłam nad sobą wielkie czarne oczy przypatrujące mi się uważnie.
- AAAAAAAA !!! Co ty tu robisz?!! - wrzasnęłam trzepiąc Ryuzakiego w twarz z porządnego liścia.
- auć - powiedział chwytając się za czerwony ślad mojej ręki na swojej twarzy - uspokój się, przyszedłem cię tylko obudzić.
- Akurat! Mów ile już tak stoisz??
- Około pół godziny jeśli mam być szczery - odpowiedział a po tych słowach obydwa policzki zdobiły już ślady moich dłoni.
Usiałam na łóżku szczelnie okrywając się kołdrą. Co on sobie myślał? Sterczeć pół godziny nad łóżkiem dziewczyny która śpi?
- Nie musisz mnie budzić, sama bym wstała - powiedziałam po chwili kłopotliwego milczenia.
- Wątpię - stwierdził od razu - jest już południe, a ty śpisz tak mocno że nie obudziłaś się nawet jak… AŁA! - kolejny plaskacz poleciał na jego twarz.
- Proszę nie kończ!
Zdenerwowana i czerwona ze wstydu wstałam całkowicie już rozbudzona. Sięgnęłam po nie rozpakowaną jeszcze walizkę i zaczęłam wybierać ubrania na dzisiaj.
- Widzisz wstałam! Dobra… to powiedz mi, gdzie tu jest łazienka?
- Drzwi na przeciwko twojego pokoju - odpowiedział z tym swoim dziwnym uśmiechem.
Usiałam na łóżku szczelnie okrywając się kołdrą. Co on sobie myślał? Sterczeć pół godziny nad łóżkiem dziewczyny która śpi?
- Nie musisz mnie budzić, sama bym wstała - powiedziałam po chwili kłopotliwego milczenia.
- Wątpię - stwierdził od razu - jest już południe, a ty śpisz tak mocno że nie obudziłaś się nawet jak… AŁA! - kolejny plaskacz poleciał na jego twarz.
- Proszę nie kończ!
Zdenerwowana i czerwona ze wstydu wstałam całkowicie już rozbudzona. Sięgnęłam po nie rozpakowaną jeszcze walizkę i zaczęłam wybierać ubrania na dzisiaj.
- Widzisz wstałam! Dobra… to powiedz mi, gdzie tu jest łazienka?
- Drzwi na przeciwko twojego pokoju - odpowiedział z tym swoim dziwnym uśmiechem.
***
Jak nieprzytomna dotarłam do łazienki i strzeliłam sobie w twarz zimną wodą. Od razu lepiej - pomyślałam. Napełniłam wannę ciepłą wodą i przez pół godziny rozkoszowałam się kąpielą. Kiedy wyszłam z wanny owinęłam ciało ręcznikiem i spojrzałam w lustro.
Zobaczyłam siebie: dość blada cera, duże brązowo-bursztynowe oczy o niewinnym spojrzeniu, mały nosek i usta, pieprzyk pod lewym okiem, bardzo niski jak na mój wiek wzrost, dość szczupła figura i burza gęstych, długich za połowę pleców, brązowych loków na głowie wciąż jeszcze wilgotnych po kąpieli.
Przez chwile próbowałam walczyć z włosami przy pomocy szczotki, ale dałam sobie spokój i związałam je w wysoka kitkę. Zadowolona z efektu przygładziłam ręką grzywkę na lewy bok. Oszczędziłam sobie jakiegokolwiek makijażu. Pośpiesznie wciągnęłam czarne rurki, luźny miętowy sweterek i zwykłe balerinki żeby nie chodzić po domu całkiem na boso (jak co poniektórzy) Ostatni raz spojrzałam w lustro i wyszłam z łazienki z powrotem do mojego pokoju gdzie dalej - co mnie zbytnio nie zdziwiło - był Ryuzaki.
- Dobra to co takiego mamy do roboty skoro nie mogłam jeszcze pospać?
- Jest pierwsza, więc mi nie wmawiaj że miałaś za mało czasu na sen - odpowiedział mierząc mnie wzrokiem - myślałem że mam cię wtajemniczyć w śledztwo, tak?
- No tak - potwierdziłam
- Więc co chcesz wiedzieć?
- E noo… najlepiej to wszystko! Po pierwsze jak zginął mój ojciec? - zapytałam przybierając poważny ton.
- Zabił go jeden z ludzi kryminalistki której sprawą w tej chwili głównie się zajmujemy. Twój ojciec poświęcił życie dla dobra naszej ostatniej akcji która dzięki temu się powiodła i zyskaliśmy cenne informacje - zaczął.
- Kim jest ta kobieta?
- Nie wiemy jak się nazywa ale mówimy o niej “Becky” jest odpowiedzialna za serie wyjątkowo brutalnych morderstw zwłaszcza na dzieciach. Słyszałaś może o tym?
- Nie, nie słyszałam - odpowiedziałam czując że robię się blada na myśl o człowieku zdolnym do czegoś takiego.
- Nic dziwnego skoro tata nie opowiadał ci o pracy, a na wsi nie jest o tym tak głośno jak w Londynie - stwierdził - w każdym razie i tu w Londynie już jej nie ma, zniknęła jakiś czas temu i nic o niej nie słychać. Jesteśmy w trakcie poszukiwań.
- Jest pierwsza, więc mi nie wmawiaj że miałaś za mało czasu na sen - odpowiedział mierząc mnie wzrokiem - myślałem że mam cię wtajemniczyć w śledztwo, tak?
- No tak - potwierdziłam
- Więc co chcesz wiedzieć?
- E noo… najlepiej to wszystko! Po pierwsze jak zginął mój ojciec? - zapytałam przybierając poważny ton.
- Zabił go jeden z ludzi kryminalistki której sprawą w tej chwili głównie się zajmujemy. Twój ojciec poświęcił życie dla dobra naszej ostatniej akcji która dzięki temu się powiodła i zyskaliśmy cenne informacje - zaczął.
- Kim jest ta kobieta?
- Nie wiemy jak się nazywa ale mówimy o niej “Becky” jest odpowiedzialna za serie wyjątkowo brutalnych morderstw zwłaszcza na dzieciach. Słyszałaś może o tym?
- Nie, nie słyszałam - odpowiedziałam czując że robię się blada na myśl o człowieku zdolnym do czegoś takiego.
- Nic dziwnego skoro tata nie opowiadał ci o pracy, a na wsi nie jest o tym tak głośno jak w Londynie - stwierdził - w każdym razie i tu w Londynie już jej nie ma, zniknęła jakiś czas temu i nic o niej nie słychać. Jesteśmy w trakcie poszukiwań.
- Możesz zdradzić mi więcej szczegółów?
- Przejdźmy do biura - uśmiechnął się
Biuro - był to jeden z pokoi w tym mieszkaniu w którym stało ogromne biurko na którym walały się papiery i dokumenty, przy nim krzesło obrotowe na którym widocznie zawsze siedział L, a na ścianach były 4 ogromne monitory z danymi dotyczącymi śledztwa. Watari - miły człowiek którego zdążyłam jeszcze wczoraj poznać choć niezbyt zrozumiałam kim on właściwie jest, dostawił jeszcze jedno krzesło dla mnie, na którym usiadłam a Ryuzaki zaczął pochłaniać przyniesione słodycze i wprowadzać mnie głębiej w śledztwo…
- Przejdźmy do biura - uśmiechnął się
Biuro - był to jeden z pokoi w tym mieszkaniu w którym stało ogromne biurko na którym walały się papiery i dokumenty, przy nim krzesło obrotowe na którym widocznie zawsze siedział L, a na ścianach były 4 ogromne monitory z danymi dotyczącymi śledztwa. Watari - miły człowiek którego zdążyłam jeszcze wczoraj poznać choć niezbyt zrozumiałam kim on właściwie jest, dostawił jeszcze jedno krzesło dla mnie, na którym usiadłam a Ryuzaki zaczął pochłaniać przyniesione słodycze i wprowadzać mnie głębiej w śledztwo…
***
DZIENNIK ŚLEDCZY ARIANY
(w życiu bym nie pomyślała że będę takie coś prowadzić)
SPRAWA PIERWSZA:
“Liczne brutalne morderstwa na dzieciak które były dokonywane w ostatnich miesiącach przez tą samą osobę"
Szczególne znaki morderstw:
wyjątkowo dużo krwi, przy każdym zamordowanym dziecku znaleziono lalkę porcelankę pozostawioną przez mordercę (osobiście uważam że to bez sensu z że ta kobieta jest chora psychicznie)
Liczba zabitych dzieci:
8
Motyw:
nieznany
8
Motyw:
nieznany
Narzędzie zbrodni:
prawdopodobnie nóż, sztylet.
prawdopodobnie nóż, sztylet.
ŚCIGANY PRZESTĘPCA:
Imię: nieznane
Nazwisko: nieznane
Wiek: Ok 25/30
Wiek: Ok 25/30
Pseudonim śledczy: "Becky"
Współpracownicy:
Parę prawdopodobnie płatnie wynajętych ludzi posługujących się bronią palną.
Parę prawdopodobnie płatnie wynajętych ludzi posługujących się bronią palną.
Szczegóły:
Od trzech tygodni nie słychać nic o jej działalności, prawdopodobnie nie przebywa już w Londynie. Poszukiwania trwają.
Od trzech tygodni nie słychać nic o jej działalności, prawdopodobnie nie przebywa już w Londynie. Poszukiwania trwają.
GŁÓWNE OSOBY PRACUJĄCE NAD SPRAWĄ:
L, współpraca z policją i FBI, pozostali ludzie Ryuzakiego, Ariana Brown - asystentka L’a
“Asystentka L’a” - nawet nieźle to brzmi, pomyślałam uśmiechając się do siebie. Tylko co ja tu robię? Odłożyłam dziennik zadowolona z swojego “dzieła” i położyłam się na łóżku, każąc Ryzakiemu zawołać mnie w razie gdyby coś się działo.
Boże to jest jakieś dziwne! Błagam niech to będzie sen! Dziwny... zwariowany... chory... Sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz