piątek, 6 marca 2015

Death Note - Księżniczka śmierci - Rozdział IV - Dziewczynka z zakrwawioną poduszką

Jechaliśmy rozpędzonym samochodem przez miasto, a obraz za oknami pojazdu śmigał tak szybko że nie byłam w stanie dojrzeć nawet gdzie już jesteśmy.
Po odebraniu telefonu L wyjaśnił mi tylko że morderczyni zaatakowała jeden z obserwowanych domów. Skontaktował się z nim jeden z ludzi przeznaczonych przez nas do ochrony dzieci, stawiali oni opór i nie było wiadomo czy do morderstwa już doszło.
Po chwili od telefonu podjechał po nas samochód, a ja mimo sprzeciwów Ryuzakiego wsiadłam do niego również.
Co ja najlepszego zrobiłam? - rozpaczałam w duchu na myśl o tym gdzie właśnie jadę.
Z drugiej strony nie mogłabym siedzieć sama w hotelu podczas całej tej akcji, czułabym się winna.
Według tego co mówił mi chłopak dom był już otoczony. Bałam się zadawać dalszych pytań więc siedziałam z tyłu samochodu w milczeniu. Jedno było pewne - kobieta ta nie była zdrowa psychicznie i nie wiadomo było do czego zdolna jest się posunąć.
Bałam się.

Po pewnym czasie bardzo szybkiej jazdy od czego zaczęło robić mi się już niedobrze, wysiedliśmy z samochodu jednak nie było to jeszcze miejsce ataku morderczyni.
Ryuzaki raz jeszcze zaczął mnie błagać abym została, ponieważ sam zamierzał wkroczyć do akcji. Jednak ja protestowałam.
W miejscu w którym się zatrzymaliśmy stał przygotowany samochód dostawczy. Wsiedliśmy do dużego bagażnika gdzie czekał również specjalnie przygotowany sprzęt.
 - Dokładnie wszystko przemyślałeś - stwierdziłam.
I faktycznie wszystko było ustawione tak że w każdej chwili można było przystąpić do akcji, niezależnie od tego który dom zaatakuje. W ten sposób chłopak mógł wyjść wtedy ze mną na spacer o nic się nie bojąc.
Mieliśmy przebrać się w czarne stroje aby nie wyróżniać się wśród ludzi którzy otoczyli dom. Przebieraliśmy się stojąc tyłem do siebie. Włosy związałam w ciasną kitkę, tak że żaden najmniejszy kosmyk nie opadał mi na twarz. Ryuzaki zamontował sobie przy twarzy słuchawki z mikrofonem aby móc wydawać na bieżąco rozkazy i dowodzić całą akcją.
Dostałam również broń, jednak przysięgłam sobie że jej nie użyje.
Obydwoje naciągnęliśmy duże kaptury na głowę, pod których cieniem nie było widać naszych twarzy.
Samochód dowiózł nas w miejsce w pobliżu celu gdzie mieliśmy połączyć się z posiłkami i wmieszać między nich.
 - Trzymaj się blisko mnie - poprosił chłopak.
 - Boje się - wyszeptałam nie mogąc wydobyć z siebie głosu.
 - Nic nam nie będzie, obiecuje ci - uspokoił mnie - ale proszę nie odchodź ode mnie, przy nas będzie najlepsza ochrona.
Stałam nieruchomo nic nie mówiąc. Przypomniała mi się ta krwawa plama która miała być zwłokami człowieka i pomyślałam że tym razem to my możemy być tą plamą.
Przytuliłam go krótko, po czym skinęłam głową próbując zachować spokój.
 - Dam radę.

***

 - Jak sytuacja? - zapytał L przez mikrofon zamontowany przy twarzy.
 - Rodzice nie żyją, dziewczynka jest z nami bezpieczna. Jakie rozkazy?
- A co z CELEM?
 - Cel nie żyje.
 - Jak to NIE ŻYJE? Nie wydałem rozkazu aby strzelać, co tam się dzieje?
- Nikt nie strzelał!
Zauważyłam niepewność z na twarzy Ryuzakiego, jak za każdym razem kiedy coś odbyło się nie po jego myśli, lub nie zgodnie z jego obliczeniami.
 - Co tam się dzieje? - powtórzył pytanie.
Nie dosłyszałam odpowiedzi jednak po chwili chłopak wykrzyknął:
 - Jak to ZAWAŁ ?!

***

Rozkojarzeni wbiegliśmy z częścią ludzi do budynku. Wpadłam razem z chłopakiem do pokoju w którym ponoć doszło do zawału.
W kącie kuliła się mała dziewczynka tuląc do siebie zakrwawioną poduszkę. Nie wyglądała jednak na ranną, więc domyśliłam się że krew nie jest jej. Na środku pokoju leżała psychiczna Becky, która była już martwa. Nie było widać w około niej krwi więc słowa że nikt nie strzelał były prawdziwe.  Ludzie którzy byli już w środku jako ochrona dziewczynki stali z opuszczoną bronią, jakby nie wiedząc co robić.
L zsunął kaptur z głowy i podszedł do nich aby dowiedzieć się dokładnie co się stało.
Podczas ich dyskusji ruszyłam w stronę dziewczynki. Przykucnęłam przy niej uśmiechając się.
 - Już wszystko w porządku - powiedziałam.
Dziewczynka podniosła wzrok i spojrzała na mnie wielkimi niebieskimi oczami dziecka, jednak nie odezwała się ani słowem ściskając poduszkę jeszcze mocniej.
 - Bardzo mi przykro - dodałam uświadamiając sobie że zginęli również jej rodzice.
 - Wcale nie chce żebyś mi współczuła! Nie musi być ci przykro! Zostaw mnie w spokoju! - zaczęła krzyczeć.
 - Spokojnie, jak masz na imię?
 - Lily - odpowiedziała krótko.
 - Bardzo ładnie, ja jestem…
 - Ariana - dokończyła za mnie, na co znieruchomiałam.
Skąd ona mogła znać moje imię? Zaczęłam się zastanawiać czy nie przedstawiłam się już na początku rozmowy, jednak nic takiego sobie nie przypominałam.
 - Skąd wiesz?
 - Ale co wiem? nic nie mówiłam - zapewniła dziewczynka z dziwnym uśmiechem na twarzy.
Majaczę - pomyślałam, wystraszona z lekka tego dziecka.
Widząc że Ryuzaki przywołuje mnie ręką, dziękując mu w duchu z całego serca podbiegłam do niego przepraszając Lily.
Nie miałam już na sobie kaptura i reszta ludzi widocznie dziwiła się co robi tu dziewczyna i to tak młoda. Nikt jednak o nic nie pytał, a kiedy młody detektyw przedstawił mnie jako córkę mojego ojca większość przywitała mnie z uśmiechami mówiąc jaki był z niego porządny człowiek. Łezka zakręciła mi się w oku na te ciepłe słowa.
 - To faktycznie był zawał? - zapytałam chłopaka nadal nie dowierzając.
 - Nie jest to potwierdzone, jednak wszystko na to wskazuje.
Widać było po nim że nie był z tego zbytnio zadowolony. Naszym celem było ją pojmać, a tym czasem kobieta nie żyła i to przez zwykły zawał. Co prawda nie było to winą Ryuzakiego, jednak widocznie był… zawiedziony?
Po jakimś czasie na miejsce przyjechała policja, a ciała wariatki i zasztyletowanych rodziców zabrano. L musiał wyjaśnić co się stało i zdać raport z całej sprawy.
Podczas całego zamieszania Lily dalej siedziała sama skulona w kącie, wydawało mi się że rozmawiała sama do siebie. Nie miałam odwagi ponownie do niej podejść i nie musiałam się do tego zmuszać ponieważ dziewczynka widocznie tego nie chciała i piorunowała wzrokiem każdego kto się do niej zbliżył.
 - Zastanawiam się co teraz z nią będzie - powiedziałam na głos w stronę chłopaka.
 - Z kim?
Wskazałam głową na dziewczynkę.
 - Pewnie trafi do jakiegoś domu dziecka lub czegoś w tym stylu… - kontynuowałam głośne myślenie.
Na te słowa L znieruchomiał.
 - Co się stało?
Bo dłuższej chwili odpowiedział ze smutkiem.
 - Tak pewnie tak…
Chwila… ON jest smutny? - pomyślałam.
 - Może zabierzemy ją ze sobą do Londynu? - wypaliłam wiedząc że to nie możliwe.
Nie odpowiedział.
Być może czuł się winny za śmierć jej rodziców.
- Musiałbym ją adoptować… po drugie nie mamy czasu na zajmowanie się dzieckiem - powiedział głosem kończącym dyskusję.
- Ja się nią zajmę! Trzeba ją jeszcze przesłuchać możemy dostać pozwolenie, chociażby pod tym pretekstem aby przebywała z nami aż nie znajdą dla niej rodziny zastępczej, proszę!
Młody Detektyw uśmiechnął się pod nosem na te słowa.
 - Na twoją odpowiedzialność - uprzedził - Spróbuję coś wytargować, ale niczego nie obiecuje.
Chciałam powiedzieć mu jeszcze o tym że ta dziewczynka znała moje imię, ale wystraszyłam się że pomyśli że mam coś nie tak z głową.
***

Nuda.
Po tym wszystkim Ryuzaki został na miejscu, i zajmował się zajmował się raportami. Najbardziej kłopotliwe musiało być dla niego że nikt nie wiedział że to on jest prawdziwym L, mógł być postrzegany jako jego przedstawiciel. Sama dokładnie nie widziałam jak to wszystko przebiegało. Byłam też ciekawa czy uda nam się wziąć do siebie na jakiś czas tą dziewczynkę.
Jesteśmy jej to winni - pomyślałam.

W tym czasie ja wróciłam do naszego hotelowego mieszkania, umyłam się i przebrałam. Teraz leżałam na kanapie wpatrując się w sufit i intensywnie rozmyślając o tym wszystkim.
Podczas rozpoczęcia akcji naprawdę poważnie się bałam, jednak po naszym rozprawieniu się jedynie z jej wspólnikami, sama Becky dziwnym zbiegiem okoliczności zmarła na zawał.
Niestety zdążyła zabić już rodziców Lily. Wywnioskowałam że jedno z nich musiało być Brytyjczykiem, ponieważ rozmawiałam z dziewczynką po angielsku, nie francusku.
W między czasie wyminęłam się również z Watarim, i po krótkiej rozmowie wyjaśniło się dlaczego młody detektyw tak bardzo się przeją losem dziewczynki.
Ryuzaki również był sierotą - na tą myśl ogarnął mnie smutek. Było mi głupio że wspomniałam o domu dziecka, jednak gdybym wcześniej znała jego przeszłość byłabym bardziej taktowna. Właściwie nadal nie wiele o tym wiedziałam.
Postanowiłam porozmawiać jeszcze kiedyś na ten temat z Watarim, ponieważ głupio było wypytywać mi L’a.
***

Całą noc nie spałam, i doskwierała mi samotność.
Chłopak wrócił dopiero nazajutrz późnym rankiem. Ku mojej radości razem z Lily. Dziewczyna szła za nim wystraszona nadal przytulając się do zakrwawionej poduszki.
Przywitałam się z nią wesoło. Nie odwzajemniła uśmiechu, jednak było widać po niej że w jakiś stopniu się cieszy że jest tu a nie w domu sierot. Udałam się na szybkie zakupy, aby kupić dla niej trochę nowych ubrań, i innych rzeczy codziennego użytku. Po powrocie pomogłam przebrać się jej - mimo oporu - w błękitną sukienkę kontrastującą z jej niebieskimi oczami i zaplotłam jej włosy w dwa warkocze. Nadal ściskała poduszkę.
 - Daj, wypiorę ci ją - zaproponowałam wyciągając po nią rękę.
Lily zaczęła piszczeć z łzami w oczach.
 - Nie! Nie chce! To od mamy… - rozpłakała się.
 - Spokojnie, nic na siłę - zapewniłam.
Jak się okazało - siedmiolatka, cały dzień siedziała cicho w moim pokoju nie chcąc rozmawiać, zostawiłam więc ją w spokoju. Właściwie stał się już jej pokojem. Wieczorem zasnęła w tym “przeklętym” łóżku tak szybko że nie zdążyłam nawet powiedzieć jej - Dobranoc.
Ponownie musiałam spać w saloniku, jednak tym razem spałam na kocu na podłodze. Nie było to może wygodne, ale na pewno mniej krępujące.
Lily była bardzo dziwnym dzieckiem, jednak uśmiechnęłam się pod nosem.
Zawsze chciałam mieć młodszą siostrę - pomyślałam a zaraz po tym zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz